Uwaga! Jeżeli nie jesteś nerdem, to najprawdopodobniej nic nie zrozumiesz z poniższego tekstu. Racz więc opuścić to miejsce i idź pooglądać pudelka. Ewentualnie możesz poczytać moje wcześniejsze wpisy u wyrywaniu i borowcach.
Wczoraj wreszcie poprowadziłem sandboxa - przygotowywałem się do tego ze dwa miesiące i oczywiście nie jestem zadowolony w takim stopniu jak bym chciał.
No ale pierwsze koty za płoty. Jeżeli ktoś z Was nie za bardzo wie co to sandbox to odsyłam do tekstów na blogu inspiracje, który jest poświęcony old schoolowym RPG. Wracając do tematu - pierwsza sesja za nami, gramy na skrótowej mechanice Savage Worlds, całe 12 stron zasad, nie licząc karty i handoutów. Wcześniej planowałem rozgrywać tego sandboxa na Klanarchii ale za ciężki silnik i nazbyt ociekający mrokiem świat wyautował tą grę.
Zrobiłem sobie ogólną mapkę okolicy, jakieś 8 tabel, a w nich kilkaset zdarzeń, lokacji, spotkań, skarbów, wrogów, chorób i plotek. Z tego całego pisania wyszło mi, że świat w którym przyjdzie rozgrywać nam przygody przypomina mocno ten z sagi Kinga "Mroczna Wieża". Zasadniczo to taki postapokaliptyczny western z dużą dawką fantasy i horroru. Drużyna składa się z przybyszów, którzy wylądowali w tym świecie z różnych miejsc w czasoprzestrzeni. Każdy gracz zrobił sobie dowolną postać z dowolnego uniwersum. Nie będę przydługawo tłumaczył jak znaleźli się w miasteczku West Town. W każdym bądź razie po pierwszym szoku postanowili rozwiązać zagadkę swojego "zesłania" i ruszyli przed siebie.
Tutaj zaczęły się jaja, bo wyszedł brak balansu podczas generowania zdarzeń na każdym z hexów. Za dużo tego się pojawia, muszę przytemperować ilość pojawiających się wątków. Nie nadążałem ich wplatać. Zasadniczo mam już co najmniej dwa duże tematy na kilka sesji i parę zahaczek na poboczne questy.
W zaledwie dwie i pół godziny sesji (wcześniej robiliśmy postaci) drużyna składająca się z rewolwerowca, średniowiecznego rycerza, uciekiniera z psychiatryka, żeglarza z XVI wieku, szalonego naukowca, który jest porośnięty mchem i grzybami oraz dziwnego jegomościa z XX wieku zdążyła przyglądać się pogrzebowi trapera, który zginął z rąk bandytów, dowiedzieli się o nieczynnej kopalni złota (olali ten wątek), trafili na kamienny krąg druidów, spenetrowali wieżę, zabili krokodyla, zwiedzili ruiny starożytnego metra, przestraszyli wędrowca, natrafili na świeżo spalone zwłoki heretyków i wysłuchali opowieści o egzekutorze, który tępi wszelkie odstępstwo od wiary katolickiej. Miało być tego jeszcze więcej ale zostawiłem to sobie na za tydzień.
Jak wrażenia? A pozytywne, nawet bardzo. Poprzez oracle dice ciężar fabularny spadł na los i pomysłowość wszystkich grających. Nie mam pojęcia co się będzie działo dalej i nie miałem żadnej kontroli nad tym co się dzieje. Zasadniczo sklejałem tylko tą układankę tak aby wyglądała spójnie i wiarygodnie. A, że świat jest bardzo chaotyczny i brak mu równowagi to wiele dziwactw przechodzi płazem. Na pewno będzie to świetny trening improwizatorski. Przyda się bardzo, bo ostatnio zasiedziałem się strasznie w sztywnych strukturach.
c.d.n.
Zaprawdę tłusta sprawa! Świetny pomysl z wersja w html...
OdpowiedzUsuń