Wczoraj prowadziłem kolejną sesję w sandboxie w oparciu o mój autorski setting. Tym razem postanowiłem wykorzystać przede wszystkim tabelę abstraktów. W zasadzie wcześniej korzystałem z niej w marginalnym stopniu, czas więc najwyższy aby się przełamać. Ale po kolei...
Poprzednim razem drużyna skończyła grę tuż po walce z wilkołakami, podczas której stracili dwojga przyjaciół. Brutalny rzut kostką powiedział również, że wszyscy pozostali złapali wilkołactwo (w każdą pełnię będą tracili kontrolę nad postaciami, po k6 lat uzyskają kontrolę nad przemianą). Rozpoczęliśmy więc z lekkimi niedoborami i złamanym morale w drużynie. Tym razem jednak, część ekipy nie przyszła na sesję (wakacje, Grunwald, praca) miałem więc do wprowadzenia tylko jedną nową postać. Hela, która poprzednim razem straciła swoją Mery, zrobiła na szybko nową bohaterkę ale kompletnie nie pomyślała nad tłem. Trzeba było więc trochę wspólnie improwizować.
Grupa ruszyła dalej nasypem, zostawiając za sobą dwa groby. Już po godzinie wędrówki napotkali niewielki obóz z dogasającym ogniskiem, przy którym leżała ubrudzona, sina i nieprzytomna młoda dziewczyna. Dr Blümchen, który to coraz bardziej przypomina chodzący krzak, wykorzystał swoje lecznicze macki i uzdrowił z ciężkiego zatrucia pokarmowego znajdę. Okazało się, że młoda kobieta kompletnie nic nie pamięta. Jedyne co przy niej znaleźli to kilka rzemieni i prostą włócznię z kamiennym grotem. Jako, że nie pamiętała również swojego imienia ochrzcili ją "Ej".
autorem grafiki jest oczywiście Frank Frazetta
Na noc zatrzymali się w rozwidleniu nasypu, którego druga nitka odbiegała gdzieś na wchód. Znaleźli tam doskonałe miejsce na kryjówkę - stary przejazd kolejowy, wybetonowany i stosunkowo suchy. (abstrakt: wampir nienawidzi ziemia dla bezpieczeństwa) Przeszukując to miejsce, John znalazł zejście do piwnic czy podziemi. Przykrywało je wielkie żeliwne wieko z uchwytami. Długo nie myśląc otworzyli właz i zeszli na dół. Po przejściu krótkim korytarzem, który najwyraźniej wieki temu służył jako kanał remontowy, bądź podziemny magazyn, doszli do pomieszczenia, w którym stał wielki, granitowy blok w kształcie sarkofagu (lub dużej lodówki). Po oględzinach okazało się, że jest w nim niewielka szczelina. John zaczął kombinować przy znalezisku i w końcu wieko z sykiem starożytnych serwomotorów ciężko się uniosło i przesunęło na bok. W środku znajdowała się mumia mężczyzny przykutego kajdanami do sarkofagu. Był odziany w długą szatę i miał na sobie naszyjnik w kształcie splecionych ze sobą węży. Drużyna chciała szybko zamknąć znalezisko z powrotem ale niestety wieko nie chciało wrócić na swoje miejsce. Markus postanowił załatwić sprawę po staroświecku i potraktował mumię kilkoma ciosami tarczą. Pogruchotany truposz wyraźnie stracił na powadze. Za to Ej, dostrzegła wystającą rękojeść kościanego noża, który był wbity w pierś nieszczęśnika. Długo nie myśląc przywłaszczyła sobie znalezisko. Nóż był bardzo prosty - kościana rękojeść, w której osadzono krzemienne ostrze i wzmocniono rzemieniami, które z wiekiem stwardniały i nadają się do wymiany. Czym prędzej wyszli z piwnic. Ej za to podświadomie poczuła, że nóż jest wyjątkowy... (magiczne przedmioty wprowadzam na zasadach opisanych przez cybrastego - nóż na pierwszym poziomie dostrojenia daje właścicielowi możliwość wykorzystania raz na walkę dodatkowego ataku, bez żadnych ujemnych modyfikatorów, nawet tych wynikających z ran.)
Nad ranem Johnemu wydawało się, że słyszy jakieś szmery dochodzące spod włazu. Po dziesięciu sekundach dyskusji, cała ekipa zebrała się i pośpiesznie oddaliła się z tego miejsca. Był dzień po pełni, więc księżyc dobrze oświetlał nasyp, którym cały czas zmierzali na północ. Zatrzymali się tuż przed świtem w miejscu gdzie dwa wilki upolowały sarnę. Przepłoszyli drapieżniki i w końcu zdobyli trochę świeżego mięsa. Ej, sprawnie poradziła sobie ze skórowaniem, patroszeniem i porcjowaniem. Zapasu jedzenia wystarczy na kilka dni.
Około południa dotarli na skraj wielkiej puszczy, w którą wbijał się starożytny nasyp, niczym poranny klin w starego alkoholika. Już z tego miejsca było słychać wyraźnie dziwne dźwięki - jakby ktoś kuł żelazo, wysadzał skały, coś przenosił. Po krótkim marszu w głąb lasu dotarli do miejsca gdzie drzewa były wykarczowane, a na wielkiej polanie wznosiła się hałda ziemi i dwa drewniane budynki. (abstrakt: władza pragnie kryształ aby się wyzwolić) Pierwszy z nich to wielki barak, drugi zaś to zadaszona platforma obserwacyjna (coś jak wieża leśniczego). Najbardziej jednak rzucała się w oczy ogromna dziura w ziemi przypominająca kopalnię odkrywkową. Co chwila to wchodziły to schodziły do niej małe stwory przypominające gobliny. Niektóre wynosiły ziemię w wielkich wiklinowych koszach, inne biegały z misami, których zawartość wysypywały przed platformą obserwacyjną. Urobkiem były jakieś kamienie, jednak z tej odległości nie można było ocenić ich rodzaju. Ej i Dr Blümchen postanowili bliżej się przyjrzeć kopalni. Dziewczyna okrążyła polanę na skraju lasu, a doktorek przemienił się w krzak i powoli podszedł na skraj dziury. Przyjrzeli się dokładnie sylwetce, która skrywała się na platformie. Był to wysoki człowiek, blady, o kruczoczarnych długich włosach i czarnych ustach. Odziany w powłóczystą szatę i wielki medalion. Gracze po chwili narady postanowili odpuścić konfrontację i pośpiesznie oddalili się w swoją stronę.
Do wieczora przebyli kolejne kilka mil, w tym czasie Ej znalazła wiele śladów i ścieżek goblinopodobnych stworów. Najwyraźniej weszli na ich terytorium. Na noc zatrzymali się odjeżdżając kawałek od nasypu i kryjąc się w lesie. Pozwolili sobie tylko na małe ognisko. Pierwszy objął wartę Rodryk i tuż przed północą obudził krzykiem całą drużynę. Darł się niemiłosiernie i przeklinał leśne potwory. Co chwila było słychać jak jego zbroja dźwięcznie dudni od uderzeń nadlatujących kamieni. Dr Blümchen dorzucił chrustu do ognia, a Ej pobiegła w las. Do Rodryka dołączył Marcus, usiłując zapalić latarnię. Prócz kamieni poleciała również strzała ale chybiła celu. W końcu gdy chrust zajął się żywym płomieniem, mogli dostrzec dwie niskie sylwetki szykujące się do kolejnego strzału z procy. Dr Blümchen wystrzelił trzy pociski ze swych roślinnych narośli. Kule kwasu, trucizn i cierni uderzyły w napastników uśmiercając ich na miejscu. Ej, nie zdążyła nawet przyszykować włóczni do ataku. Gdy zgiełk potyczki umilkł, w oddali było jedynie słychać tupot oddalających się stóp goblinoida.
Do rana nikt już nie niepokoił śmiałków. Ruszyli wiec skoro świt dalej na północ. Szybko zorientowali się, że są śledzeni przez gobliny. Stwory nie atakowały i skrywały się w lesie ale cały czas podążały za nimi. Wczesnym popołudniem zauważyli przed sobą dymy - jakby z osady lub sporej ilości ognisk, po kolejnej przebytej mili na ich drodze stanęła goblińska wioska i "komitet powitalny" wszystkich mieszkańców osady. (abstrakt: kapłan broni tubylec z przyczyn religijnych) Kilkudziesięciu przedstawicieli tej dziwnej rasy stało naprzeciw bohaterów. Z samego przodu groźnie charczał w ich stronę szaman ubrany w skóry i wielki, kolorowy pióropusz. Za nim stali wojownicy z dzidami, dmuchawkami, procami i łukami. W tym momencie na czoło grupy bohaterów wyjechał Dr Blümchen szepcząc po cichu Zostawcie to mnie! Widziałem taki numer na filmach! Rozwinął swoje pędy, macki, liście i korzenie. Ruszył w stronę goblinów wypuszczając wokół siebie kłęby zarodników i zarządał od zielonego ludu całkowitego posłuszeństwa, bo on jest ich bogiem! Szaman oblał dość ważny test, a morale wśród prostych goblinów błyskawicznie spadło. Nie pozostało nic jak uznać boskość przybysza. Dr Blümchen łaskawie uleczył jeszcze małe gobliniątko, poczęstował się suszoną rybą i wraz z kompanami pojechał dalej, zostawiając za sobą wyznawców i kilkanaście lepianek.
Wieczorem dotarli na skraj lasu i wyjechali na sporą równinę. Ich oczom ukazały się rozległe pastwiska po których majestatycznie przechadzały się bizony. Patrząc dalej na północ zobaczyli wielkie jezioro, które zalało ich najważniejszy drogowskaz jakim jest nasyp. Czeka ich więc dość trudna przeprawa. Wieczór zakończyli polowaniem na bizona, którego surową wątrobę pożarła Ej. Chłopaki jeszcze przez chwilę rozprawiali o kwestiach moralnych rodem ze skandalu Polańskiego ale brakło im ikry żeby zabrać się za trzynastkę.
c.d.n
Wszystko cudownie i świeżo pozbawione gatunkowości :). Mapę tworzysz w locie, czy masz przygotowaną?
OdpowiedzUsuńA dzięki za zapis wyników losowania w tabeli abstraktów. Sam mam czasem problemy z abstraktami, choć wyniki zwykle są zadowalające.
Mapa jest gotowa - sam rysowałem pastelami ;) Nowe robię już w generatorze. Gracze dostają oczywiście pustą matrycę i paczkę kredek :)
OdpowiedzUsuńCo do abstraktów, to postanowiłem zapisywać wyniki, bo z opisem wykreowanych wątków daje to lepszy obraz jak się to narzędzie "obsługuje". Mam nadzieję, że to się komuś przyda.
Hej!
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny post. Mam pytanko, czy będziesz więcej pisał o RPG-ach, bo chciałem cię dodać do agregatora, jeśli zamierzasz dalej pracować w temacie.
Staram się pisać co najmniej raz w tygodniu o RPGach. Część notek jest około-fantastycznych. Osobistych chyba najmniej. Jeżeli uważasz, że blog się nadaje do agregatora to nie widzę problemu :)
OdpowiedzUsuńNo, abstrakty rzadza! Fajna przygoda, btw!
OdpowiedzUsuńDziękówa ;)
OdpowiedzUsuńCo mi nikt nie zwraca uwagi na bezczelnego orta? "stóp" przez "u" popełniłem... żenła, uwsteczniam się.
...człowiek krzak? Postapokaliptyczne fantasy? To jest dziwne... ale widać, że działa. Poza tym numer z "jestem waszym bogiem" pierwsza klasa ze śmietanką, szczególnie jeśli delikwent jest człowiekiem-krzakiem.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa właściwe wykorzystanie zasobów postaci :) Dziś będzie kolejny raport z sesji.
OdpowiedzUsuń