poniedziałek, 25 lipca 2011

lubię bajki

Przy kontrolnym przeszukiwaniu gugla pod kątem informacji jakie po sobie zostawiam, natrafiłem na starego bloga Tornado, imprezy, którą organizowałem sześć razy z rzędu. Życie i zmęczenie materiału wymusiło na mnie porzucenie projektu jednak na zakończenie udało mi się zamieścić całkiem fajną analogię w postaci bajki. Opowieść nie jest mojego autorstwa, a szkoda... :)



 
Były sobie cztery osoby: Każdy, Ktoś, Ktokolwiek i Nikt.
Do wykonania była ważna praca, którą Każdy miał zrobić.
Każdy był pewien, że Ktoś to zrobi.
Ktokolwiek mógł to zrobić, ale Nikt tego nie zrobił.

Ktoś zdenerwował się, bo to była praca Każdego.
Każdy myślał, że Ktokolwiek mógłby to zrobić, ale
Nikt nie zdał sobie sprawy, że Każdy by tego nie zrobił.

Skończyło się tak, że Każdy oskarżał Kogoś, podczas gdy
Nikt nie zrobił tego, co Ktokolwiek mógł zrobić.


P.S. Ten w najku to ja :D

czwartek, 21 lipca 2011

Gottland

Jeżeli nie czytam czegoś z półki s-f/horror/fantasy to jest to najczęściej literatura związana z pracą. Całe szczęście firma dofinansowała mi lekcje czeskiego i wyznaczyła pierwsze cele związane ze szkoleniami dla naszych południowych sąsiadów. W biblioteczce firmowej pojawiły się również książki o Czechach, wszystkie autorstwa Mariusza Szczygła. Gottland „zjadłem” w dwa wieczory i jedną podróż pociągiem z Wrocławia do Rybnika…

Dotychczas reportaże wydane w formie książkowej omijałem szerokim łukiem zakładając, że starczy mi materiał, którym bombardowany jestem w prasie i telewizji. Nie przypuszczałem jednak, że prócz pompatycznych historii z Afganistanu, Afryki czy innego regionu objętego wojną powstają również terytorialnie bliższe nam relacje. Gottland jest książką przede wszystkim o Czechosłowacji, o jej powstawaniu w początkach ubiegłego wieku, okupacji hitlerowskiej, komunistycznym reżimie, walce z nim, poświęceniu wolności, a czasem nawet życia. W sumie co w tym nowego? Polacy są mistrzami patosu, o czym niech świadczy choćby nasz Czarny Czwartek. Jednak Czesi, uczestniczą w historii w całkiem inny, często tragikomiczny sposób. I o tej niewielkiej ale jakże istotnej różnicy jest ta książka.

środa, 13 lipca 2011

życie zaczyna się po setce

Mam na myśli oczywiście liczbę postów. Multiwywiad, który zamieściłem dwa dni temu przeczytało już ponad 1000 osób. To tyle co przez 20 poprzednich dni. Wielka w tym zasługa „Portiera”, który podlinkował na swojej głównej (BTW to chyba pierwszy raz, gdy polter.pl linkuje do wpisu z gołymi cyckami :P). Co mnie jednak bardziej cieszy, w oparciu o ten wspomniany wpis, Polygamia stworzyła artykuł Myśleć jak twórca gier, gdzie Piotr Gnyp rozszerza wywiad o wypowiedzi dotyczące dizajnu gier komputerowych. Polecam przeczytać – materiał świetnie ilustruje podobieństwa i różnice pomiędzy projektowaniem RPG, a cRPG.

Bardzo dziękuję za szerokie komentarze zarówno pod multiwywiadem jak i na Bagnie i Portierze. Widocznie temat jest wart uwagi, skoro odbił się tak szerokim echem. Szczególnie, że opublikowany został na tak niszowym blogu do którego ledwo roboty googla docierają. :)



P.S. Właśnie sprawdziłem statystyki i multiwywiad wbił się na drugie miejsce najpopularniejszych postów ever, jakie zamieściłem na tym blogu. :) Jutro szpilamy w sewydżowego sandboxa, więc pewnie w piątek lub sobotę raporcik. W międzyczasie spodziewajcie się casualowych notek.

poniedziałek, 11 lipca 2011

eRPeGowy gamedesign oczami autorów

Setny wpis na blogu to dobra okazja, żeby dać czytelnikom coś ekstra. Poprosiłem najważniejsze osoby z branży RPG o wypowiedź na temat tworzenia gier w naszym kraju. Zaprosiłem jedenaście osób, odpisało sześć – myślę, że to niezły wynik. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu Blaszaka, Garnka, Enca, Ramela, Puszona i Moracza powstał multiwywiad, którego podstawowym celem jest próba określenia ram zjawiska jakim jest gamedesign w mikro-branży polskiego RPG. Z premedytacją ułożyłem pytania szerokie i otwarte. Zależało mi na uzyskaniu jak najszerszej perspektywy…. To czy udało się osiągnąć cel oceńcie sami.

Sześciu autorów i sześć pytań – poniżej wywiad bez precedensu. Miłej lektury.


Wypowiedzi udzielili:
Marcin Blacha (między innymi Neuroshima, Monastyr, Wiedźmin cRPG, obecnie pracuje w CD Projekt RED)
Artur Ganszyniec zwany również „Garnkiem” (między innymi Wolsung, Wiedźmin cRPG, związany z Polygamią i Kuźnią Gier)
Andrzej „Enc” Stój (między innymi Nemezis, Światotworzenie, związany z Wydawnictwem Gramel)
Piotr Koryś (między innymi Savage Worlds, gdzie w amerykańskiej edycji jest „Line Editorem”. Prowadzi Wydawnictwo Gramel, które publikuje SWEPLa, dodatki do niego oraz rodzime settingi)
Michał Stachyra (między innymi redaktor prowadzący linii Wolsung RPG, autor Wiochmen Rejsera, Labiryntu Czarnoksiężnika, Wolsung: The Boardgame, prowadzi Kuźnię Gier)
Michał Oracz (między innymi Neuroshima, Monastyr, De Profundis, długie lata w Wydawnictwie Portal od niecałego roku freelancer)

Occulta #4

Kaszual srual... NERDY do diaska! W czwartek udało nam się rozegrać krótką sesję i wprowadzić dwóch nowych bohaterów. Tym razem zagraliśmy bez Izonki. Wątek nie uległe jednak zmianie. Drużyna nadal penetruje tajemniczą kopalnię na północny wschód od miasta Occulta.

Rozpoczęliśmy cztery dni po ostatnich wydarzeniach. Gracze oczekiwali właśnie na nowe ubrania, a sprzedaż artefaktycznego kalendarza została już dokonana. Podczas wspólnego, dość późnego śniadania, do Lux i Gieorgieja podeszło dwoje ludzi. On – dość wysoki, łysy o rzemieślniczym zachowaniu i wyglądzie; Ona – średniego wzrostu, szczupła ale umięśniona i z pewnością siebie w oczach. Przedstawili się jako Dagmara i Kelorn, których przysyła Harold Ryży w sprawie „pracy”. Gracze wymienili informacje o możliwościach i oczekiwaniach i umówili się na próbny rajd w podziemia. Popołudnie przeznaczyli na uzupełnienie ekwipunku i napchanie żołądków.

wtorek, 5 lipca 2011

Ślęża

Niecałe dwa tygodnie temu przejechałem się w bardzo wybornym towarzystwie na Ślężę. Dodatkowym wyzwaniem była podróż rowerem. Na samą górę wchodziliśmy już pieszo czerwonym szlakiem. Muszę przyznać, że nie obyło się bez potu i spalonych od słońca ramion. Za to widok ze szczytu jest oszałamiający.

Jedynym minusem tej wyprawy był tłum na szlaku. W Boże Ciało chyba połowa Wrocławia stwierdziła, że jedzie na Ślężę. Mimo wszystko warto było przejechać te 50km na bicyklu i wspinać się przez dwie godziny.