Rozpoczęliśmy cztery dni po ostatnich wydarzeniach. Gracze oczekiwali właśnie na nowe ubrania, a sprzedaż artefaktycznego kalendarza została już dokonana. Podczas wspólnego, dość późnego śniadania, do Lux i Gieorgieja podeszło dwoje ludzi. On – dość wysoki, łysy o rzemieślniczym zachowaniu i wyglądzie; Ona – średniego wzrostu, szczupła ale umięśniona i z pewnością siebie w oczach. Przedstawili się jako Dagmara i Kelorn, których przysyła Harold Ryży w sprawie „pracy”. Gracze wymienili informacje o możliwościach i oczekiwaniach i umówili się na próbny rajd w podziemia. Popołudnie przeznaczyli na uzupełnienie ekwipunku i napchanie żołądków.
W nocy rozpętała się burza (wszak to początek lata), a ranek przywitał ekipę mżawką i ciężkimi chmurami przykrywającymi błękit nieba. Mimo wszystko postanowili ruszyć do tajemniczej kopalni. Przez noc gościniec zdążył zmienić się w potok błota, gdy ponownie zanurzyli się w gęstwinie lasu byli już przemoczeni, na dodatek niewielki strumień, przez który zawsze przeprawiali się bez problemu, zmienił się brudną i rwącą rzekę. Udali się więc w górę potoku w poszukiwaniu lepszego miejsca do przeprawy.
Całe szczęście, burza przewróciła kilka drzew i już po kwadransie udało znaleźć się przewróconą sosnę – trochę pracy liną i drzewo stworzyło naturalną przeprawę na drugą stronę potoku. Wejście do kopalni obyło się już bez przygód. Rozpoczęło się oprowadzanie „nowych” po labiryncie. Po jakiś dwóch godzinach dotarli do miejsca, z którego ostatnio się wycofali. Sala po lewej stronie okazała się ślepym zaułkiem jednak i tak sporo czasu poświęcili na oględziny trzech portali, które zainstalowano na środku pomieszczenia. Pięknie rzeźbione, kamienne łuki stały na półmetrowej wysokości postumentach. W pobliżu każdego portalu można było znaleźć dwa otwory, o dziesięciocentymetrowej średnicy. Po chwili „burzy mózgów” wydedukowali, że cylindry (które niestety zostawili w hotelowym pokoju) idealnie pasowały by do otworów jakie znaleźli. Porzucili tą salę i ruszyli naprzeciwko.
Znaleźli się w dość szerokim korytarzu, w którego ściany wmontowano sferyczne kształty – 12 półkul, niczym przecięte arbuzy, zdobiło gładkie, kamienne ociosy. Miały kolor matowej czerni i były lekko chropowate. Dziewczyny przyjrzały się dokładnie znalezisku i odnalazły wymalowaną strzałkę w lewo na każdej z półkul. Kelorn, postanowił spróbować przekręcić „arbuza”. Ledwo poruszył kopułą, a od razu pojawił się pierścień niebieskawego światła w miejscu styku sfery ze ścianą. Odkręcił pokrywę do końca. Pod spodem znalazł wielki kryształ świetlny, wmontowany w ocios. Odkręcili resztę „arbuzów” – w całym korytarzu zrobiło się niesamowicie jasno. Gieorgiejowi udało się wymontować jeden z kryształów, ekipa wyceniła go na jakieś dwie stówki tutejszej waluty. Postanowili iść dalej.
Kolejne miejsce okazało się skrzyżowaniem w kształcie litery „Y”. Bohaterowie zdecydowali, że idą w lewo. Na końcu ślepego korytarza odnaleźli kolejny, portal z częściowo wsuniętymi cylindrami w otwory umieszczone w spągu. Postanowili zaryzykować i wcisnąć je do końca. Zaskoczył pierwszy, zaskoczył drugi… wokół otworów zaczęły pojawiać się litery. Powoli, jedna po drugiej, niczym odliczanie do wybuchu artefaktycznej bomby. Wycofali się do rozwidlenia korytarzy i czekali. Po chwili usłyszeć można było cichy świst, a tuż po nim oślepiający blask uderzył w ich oczy. Gdy przyzwyczaili się do blasku dostrzegli w końcu korytarza taflę wielokolorowego światła, która wypełniła kamienny portal. Zbliżyli się do niego i zaczęli ostrożnie testować. Wrzucili kamień na sznurze, potem Gieorgiej zaryzykował ręką, aż wreszcie wszedł cały. Jego oczom ukazało się wnętrze ogromnej świątyni, w której centralnym miejscu stał – tuż obok stóp wielkiego kamiennego jaszczura o humanoidalnej sylwetce. Świątynia była pusta ale czysta i raczej „czynna”. (chyba sięgnę po stary ale jary moduł Temple of the Frog) Gieorgiej postanowił wycofać się z powrotem i wyłączyć portal.
Po naradzie, zdecydowali, że zbadają drugą odnogę. Szybko natrafili na kolejne drzwi, sprawdzili pułapki i… wpakowali się na mumię jaszczuroluda! Gnom użył granatu ale zabandażowany ożywieniec okazał się twardszy od stali prochu, uderzył na Gieorgieja. Na szczęście ekipa czuwała i zaszlachtowała truposza, aż się całkiem rozsypał… i w tym miejscu robimy c.d.n.
Narzędzia z których korzystałem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz